niedziela, 5 maja 2013

CHUSTECZKI



Witam, cześć, heloł, siemka i takie tam.
Z racji tego, iż Reila wyjechała i szybko nie wróci (wiem, że zabrzmiało to dramatycznie. Wróci dopiero w czerwcu ) chciałabym wstawić parę swoich tekstów. Mamy w zanadrzu jeszcze parę rozdziałów, ale by potrzymać was w niepewności nie wstawimy wszystkiego naraz ;) Wstawię więc parę swych one-shotów (wiem, powtarzam się xd ).
Tak więc, moje pierwsze "dziecko". 
Pozdrowionka, Kyou. 

PS: Mam nadzieję że się spodoba :3 Poproszę szczere opinie, krytyka mile widziana. (tylko ta uzasadniona).

Tytuł: "Chusteczki" 
Autor: Kyou
Beta: brak (od razu przepraszam za błędy ) 


„chusteczki”


- Kuuup mi chusteczki, proszę. – słyszysz w słuchawce i wzdychasz cicho. Cóż za męcząca istota, myślisz, ale i tak jedziesz po chusteczki. Po jakiś piętnastu minutach jesteś już pod jego blokiem z zapasem chusteczek higienicznych i nadzieją, że o takie mu chodziło. Dzwonisz domofonem, mimo że wiesz, że nie działa. Wzdychasz ciężko. Wchodzisz jak zwykle schodami, bo winda też nie działa. Pukasz do mieszkania.
Puk.
Puk Puk.
Puk Puk Puk.
Miarowe pukanie zamienia się powoli w złowieszczy stukot.
- Otwieraj, mała gnido. –warczysz, lekko się uśmiechając. Wiesz, że nie słyszy.
Mimo to, po kolejnej litanii miarowego, złowieszczego stukania w jego ciężkie mahoniowe drzwi wejściowe (które, swoją drogą, wybieraliście razem, przypominasz sobie dalej uporczywie stukając) słyszysz kroki po drugiej stronie. Wzdychasz po raz nie wiadomo który, nad jego nieporadnością mimo dorosłego wieku.
Dorosły wiek, myślisz. Zabiłby za to stwierdzenie. Śmiejesz się w duchu, gdy drzwi do mieszkania wreszcie się otwierają. A za nimi stoi on, chory. Tak, twój wzrok Cię nie myli, to ta urocza piżamka, którą kupiłeś mu na urodziny, a on od razu oświadczył że nigdy jej nie założy.
Śmiejesz się głośno a on patrzy na Ciebie jak na idiotę.
- Właź.. – mruczy ni to zaspany, ni to zbyt chory by normalnie mówić. Wchodzisz podając mu pudełko chusteczek na on uśmiecha się do Ciebie dziękczynnie.
- Odwdzięczę się. – mówi cicho. – Chodź. 
Kiwasz głową zdejmując buty, patrząc kątem oka na jego gołe stopy. Cmokasz z niezadowoleniem.
- Nie wyzdrowiejesz chodząc na boso. – mówisz wstając. I wtedy ze zgrozą zauważasz otwarty na oścież balkon.  Podbiegasz więc do drzwi balkonowych i szybko je zamykasz, mocno, na zasuwkę.
- Gorzej Ci?! – krzyczysz na niego krzątając się po jego salonie, sprzątając pudełka po pizzy i butelki po piwie. Wzdychasz. Co za głupek  myślisz wyrzucając śmieci do kosza w kuchni.
 – Robiłeś to po to, by nie chodzić na próby? – Pytasz siadając na kanapie z kubkiem uprzednio zrobionej herbaty. Melisy. Na uspokojenie, On siada koło Ciebie, po turecku. Stwierdza chyba, że mu niewygodnie, bo rozkłada się na kanapie a stopy kładzie na twoich udach, a ty automatycznie odkładasz kubek i ogrzewasz je.
- Więc..? dlaczego chorujesz na siłę? – ponawiasz pytanie pocierając jego zimne stopy.
- Bo nie mam ochoty patrzeć na tę wkurwiającą gębę Kaoru. – burczy w końcu odnajdując najwygodniejszą pozycję akurat w twoich ramionach, a ty wybuchasz śmiechem.
- Też się czasem zastanawiam dlaczego Die z nim jest. – śmiejesz się dalej obejmując go ramieniem.
- Bo nie ma kogo ruchać. – stwierdza wzruszając ramionami, na co ty pokładasz się ze śmiechu.
Ale po chwili poważniejesz.  I wiesz, że on nie lubi takich pytań, ale musisz je zadać.
- A ty? – pytasz spoglądając na niego.
- Co ja? – pyta, ale obydwaj doskonale wiecie, że wie o co Ci chodzi.
- Dlaczego ze mną jesteś? – pytasz odwracając się do niego.
- Bo Cię kocham. – mówi spokojnie, uśmiechając się do Ciebie ciepło.
- Tylko dlatego? – pytasz podchwytliwie, a on całuje Cię w szczękę.
- I jeszcze dlatego, że przynosisz mi chusteczki. – śmieje się cicho a ty całujesz go w głowę.
I już nie masz wątpliwości czy Cię kocha.
THE END

piątek, 3 maja 2013


Za wszelką cenę - ROZDZIAŁ IV

Autor :  Reila & Kyou Niimura
Beta:   Kyou
Paring: Shinya x Kyo (Dir En Grey)


Shinya:
                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                             
Wstałem później niż zwykle, ponieważ postanowiłem się już nie stroić tak bardzo. Podmalowałem tylko trochę rzęsy i ułożyłem włosy. Ubrałem się w zwykłe jeansy, czarną bluzkę i trampki. Zbiegłem zjeść śniadanie i po pół godziny byłem na przystanku czekając na autobus. Z zadowoleniem zauważyłem, że zazwyczaj goniłem autobus, a teraz zostały mi jeszcze trzy minuty czekania.

Kyo:

Jak ja nienawidzę piątków. No dobra, innych dni tygodnia oprócz soboty też. Musze wstać o 6.50 aby zdążyć. Przecież trupem jestem o tej godzinie. Zjadłem sobie śniadanie. Założyłem standardowo koszulę i jeansy, a do tego pantofle. Trza jakoś wyglądać przy tych wieśniackich gnojach. Jeden lepiej ubrany od drugiego, jak nie obcisłe rzeczy to oczojebne, albo w ogóle połączenie tego.
Wsiadłem do samochodu (udało mi się odzyskać prawo jazdy),  na szczęście dzisiaj kończę o 12:15. Ruszyłem w drogę, żeby w szkole znaleźć się o 7.35

Shinya:

Po chwili autobus przyjechał, więc grzecznie wsiadłem i pojechałem do szkoły. Około 7.45 byłem już w szkole. Poszedłem kupić sobie jeszcze bułkę w sklepiku i powędrowałem pod klasę z biologii, gdyż mieliśmy je dzisiaj dwie i to na samym początku.

Kyo:

Zabrałem swoją kawę na lekcję. On nie mogą nic pić, ale ja to co innego. Po dzwonku wpuściłem ich do sali, sam zajmując zaszczytne miejsce na tronie. Upiłem łyk kawy.
- Dzisiaj wylosujemy kogoś do odpowiedzi… A może ktoś chce się zgłosić? - przeleciałem wzrokiem po całej klasie.

Shinya:

"Ukryłem" się bardziej pod swoją ławką, co było dość trudne, bo Toshiyi dzisiaj nie ma i siedzę w pierwszej ławce... - oby nie wybrał mnie! - powtarzam sobie w myślach, jak chyba każdy w tej chwili, gdy nauczyciel błądzi wzrokiem po wystraszonych uczniach.

Kyo:

- Jak widzę las rąk. Nie przepychajcie się tak, bo owalicie biurko na mnie. - zironizowałem zaglądając do dziennika - Wiem, że podobała by się wam ta wizja. Sprawdzimy obecność.
Zacząłem czytać nazwiska. Tylko nie ma dwóch osób i to największych asów naukowych, zwłaszcza mego przedmiotu - zironizowałem.
- Poproszę do odpowiedzi numer… - patrzyłem na klasę długopisem przesuwając po numerach - O jakiej liczbie myślę Shinya?

Shinya:

- Hm... 5? - zapytałem przekrzywiając głowę "Byle nie mój numer, byle nie 16, proszę!' błagam w myślach, patrząc zaciekawiony na nauczyciela. Jeśli to faktycznie będzie ten numer, osoba pod piątką spuści mi po szkole wpierdol, bo nikt nic nie umie...

Kyo:

- Nie, 20 - rozparłem się na krześle.
Dziewczyna stanęła blisko biurka kładąc na nim swój zeszyt. Zerknąłem jak go prowadzi i co mieliśmy ostatnio. Zacząłem ją pytać, coś tam wiedziała. Postawiłem jej słabe dwa.
- Nie postarałeś się Shinya w zgadywance, a teraz poproszę numer...10.

Shinya:

- Przepraszam.. - zaśmiałem się niewidocznie, zasłaniając usta dłonią, bardzo zadowolony że nie wybiera mojego numeru. Ze współczuciem wpatrywałem się w odpowiadających uczniów i ich przerażone miny.

Kyo:

- A teraz kartkóweczka, osoby pytane nie piszą.
Niech nie myślą sobie, że im się upiecze. Nie na mojej warcie. U mnie trzeba się uczyć, a nie przypominać sobie wczoraj oglądane porno.

Shinya:

Westchnąłem cierpiętniczo i wyjąłem kartkę czekając na pytania. Wiedziałem że nas udupi, wiedziałem... już lepiej było się zgłosić do odpowiedzi...

Kyo:

- Dzisiaj zrobiłem sobie dzień dobroci dla zwierząt. Napiszcie mi wszystko, co umiecie z trzech ostatnich lekcji - włączyłem sobie laptopa przeglądając fejsa, kwejka, besty, nyanyan, chamsko i wiochę.
Mam dwie lekcje z nimi, to mam czas. I tak nic wybitnie wielkiego nie napiszą. Bynajmniej mam nadzieję postawić Shinyi piątkę z tej kartkówki. W końcu tracę czas, aby mieć z nim dodatkowe.

Shinya:

Pisząc powoli kartkówkę próbowałem przypomnieć sobie wszytko co przerabialiśmy na dodatkowych, i jak stwierdziłem, całkiem nieźle mi to wyszło. Z lekkim uśmiechem położyłem kartkówkę na biurko mężczyzny .

Kyo:

- Mam nadzieję, że dodatkowe coś dały – powiedziałem tak, żeby on tylko usłyszał.
Uśmiechnął się i odszedł na swoje miejsce. Kazałem już odkładać długopisy i oddawać kartki, co uczynili. Podałem im temat zajęć, punkty i kazałem opracować.
- Pod koniec lekcji zbiorę zeszyty i za to dostaniecie oceny. Uznajcie to za szansę polepszenia tej nędzy i rozpaczy w waszym dzienniku w rubryce z mego przedmiotu.

Shinya:

- Też mam taką nadzieję... - mruknąłem cicho i zacząłem opracowywać punkty. Dość mozolnie mi to szło, ale zawsze jakoś.

Kyo:

Siedziałem sobie na internecie oglądając porno. Opłaca się nosić laptop do szkoły. Właściwie porno oglądam od święta, a dzisiaj właśnie mam święto. Ciekawe czy Shinya byłby taki gibki. Spojrzałem na niego, jak skupiony opracowywał punkty. Nie, na pewno nie.

Shinya:

Podrapałem się delikatnie po włosach - cholera... – mruknąłem, gdyż pomyliłem się. Wygiąłem się mocno by wyjąć korektor. Wyjąłem i zakreśliłem.

Kyo:

Wyłączyłem pięć minut przed dzwonkiem. Po dzwonku wyszli. Jako że mieliśmy jeszcze jedna lekcję, zeszyty zbiorę na drugiej. Na przerwę zostawiłem salę otwartą i mój laptop na biurku. Poszedłem do pokoju zrobić sobie kawy.

Shinya:

Usiadłem sobie na ławce pod klasą czekając na lekcję. Jako iż nie miałem co robić, zjadłem kanapkę mimo że wcale nie byłem głodny.

Kyo:

Wróciłem po dzwonku, już wszyscy siedzieli na swoich miejscach. Właściwie to nie wyłączyłem laptopa, ale na szczęście nikt mi w niego nie zaglądał. W sumie to by się skończyło ucięciem rąk, za dotykanie moich rzeczy. Podałem im temat lekcji, robiąc jak wcześniej. Dostaną dwie oceny.

Shinya:

Znowu zacząłem pisać, co jakiś czas zerkając na nauczyciela. Na pewno myśli że nikt nie widział tego, co robił w komputerze... to że nie tykaliśmi, nie znaczy że nie widzieliśmy... - zaśmiałem się cichutko sam do siebie.

Kyo:

Włączyłem sobie na nowo stronę. Nic po mnie nie było widać, co oglądam, a jakoś mnie ochota naszła. Może dlatego, że dawno nie uprawiałem seksu, nieważne.

Shinya:

Pisałem sobie powoli, właściwie nie patrząc co piszę. Nudząc się niemiłosiernie zastanawiałem się, czy nauczyciel ulegnie mojej propozycji czy nie... najstraszniejsze było to, że chyba się w nim... Zakochałem..?

Kyo:

Nawet nie zwracałem uwagi na klasę. Tak się zapatrzyłem, że dopiero dzwonek przywrócił mnie do rzeczywistości. Szybko zamknąłem stronę, na której siedziałem.  Patrzyłem jak na moim biurku piętrzą się zeszyty, a jeszcze kartkówki do sprawdzenia. Shinya zanim położył swój zeszyt poczekał, aż wszyscy wyjdą. Czegoś chce. Podpowiada mi to mój super węch, lepszy niż Scooby’ego Doo na jedzenie.

Shinya:

Stanąłem przy jego biurku - Jak by się pan nie rozczytał, czy coś... to tam gdzieś powinno być mniej więcej wyraźniej... - wskazałem na zeszyt.


Kyo:

- Wiesz, że jak jest niewyraźnie to stawiam pałę.
Nie będzie mi gnojek mówił, co mam robić. Tym bardziej nie będę tracił czasu na sprawdzanie ich nieczytelnego pisma. Mam lepsze rzeczy do robienia, jak na przykład wylegiwanie się na kanapie i zajadanie lodami.

Shinya:

- Ee... No tak... przepraszam. - zebrałem swoje rzeczy i siebie do wyjścia. Miałem jeszcze cztery lekcje, ale jakoś specjalnie mi się na nie nie spieszyło.

Kyo:

Nie musiałem się ruszać z sali. Miałem tu wszystkie lekcje, gdyż to moja sala. Każdemu kazałem robić to samo, tylko że nie siedziałem na laptopie a sprawdzałem zeszyty uczniów i kartkówki. Robiłem to szybko, bynajmniej dlatego, że większość z nich pisała bzdury.

Shinya:

Poszedłem na kolejne lekcje, na których nudziłem się jeszcze bardziej niż na biologii, a tam chociaż nauczyciel ładny był.. a nie te stare truchła.

Kyo:

Na przerwie po lekcjach zaczepił mnie Shinya. Nie wiem czego tym razem chce, ale jako ich wychowawca muszę go wysłuchać. Przekleństwo, że mam lekcje w jednej sali i tak łatwo mnie znaleźć. Chociaż ,nie chce mi się często dupy ruszać z miejsca, więc to nawet dobrze.
- Tak Shinya?

Shinya:

 - Ja mam takie pytanie jedno... bo ten sprawdzian co ma być, to będzie? bo my wycieczkę mamy...


Kyo:

- Kiedy? - spytałem znudzony.
Zaraz, czy ja mam z nimi gdzieś jechać? No nie, cały dzień z tymi głąbami… A może jednak nie…? Zaraz, zawsze wychowawca jedzie. Co za do jasnej cholery katastrofa.


Shinya:

- No w przyszłym tygodniuuu... Trzydniowa wycieczka w góry przecież jest... środa, czwartek, piątek i w sobotę wracamy.. Zapomniał pan?


Kyo:

- No tak, pamiętam - skłamałem – A sprawdzian jest tydzień wcześniej - zauważyłem.
Nie wymigają mi się tak łatwo, o nie. Choć może im odpuszczę, jak nie będzie chciało mi się sprawdzać tych głupot, co mi napiszą na wydrukowanych przeze mnie kartkach.


Shinya:

- Ale tydzień wcześniej kończy się dzisiaj. W następną środę jedziemy. - zwróciłem uwagę.


Kyo:

- Co? Niemożliwe, że zapomniałem o sprawdzianie… - zobaczyłem w swój notes, wszystko się zgadzało - Upiekło wam się, nie będzie sprawdzianu.
Westchnąłem, ale to nawet dobrze, nie będę musiał tego sprawdzać.


Shinya:

- Dobra. - uśmiechnąłem się wesoło- Ok, dziękuję. - ukłoniłem się lekko i odszedłem kawałek


Kyo:

- Shinya, czy ktoś grzebał mi w laptopie? - spytałem sie patrząc na jego tyłek.
Nie moja wina, że niezły i zgrabny.
 

Shinya:

- Chyba... chyba nie... - odwróciłem się - Ale jak wchodziłem do klasy to ten.. no... jak mu tam... taki niewysoki czarnowłosy... coś tam grzebał.

Kyo:

- Kto? - zaciekawiłem się.
Zabiję normalnie, wykastruję, jak jeszcze mi w historię wszedł. Szczyle nawet już nie wiedzą, co to własność prywatna… Chyba im trzeba na godzinie wychowawczej wykład zrobić.


Shinya:

- No... nie gadałem z nim. Jak on tam ma... Ren, czy jakoś tak. Taki mały, czarne kudły.  - próbując jakoś pokazać wygląd chłopaka mocno gestykulowałem, na pewno wyglądałem przy tym zabawnie.


Kyo:

- Już wiem który. - zaśmiałem się zasłaniając usta.
Muszę zachowywać powagę i wychodzi na to, że za mało sie mnie jeszcze boją. Za dobry dla nich jestem.

Shinya:

- Tylko pan niech nie mówi, że to ja, bo będę miał wpierdol... znaczy, zbiją mnie.  - odchrząknąłem i zasłonił usta, zapominając się że to nauczyciel, i nie bardzo można przeklinać.


Kyo:

- O to się nie martw. Wynagrodzę cie za to.


Shinya: 
                                                                                                                                                                                         
- Tak? O dzięki. - uśmiechnąłem się słodko - jak?


Kyo:

- Może ci postawię tą piątkę
Niech stracę, ale sobie zasłużył lojalnością


Shinya:

- Dzięki! - ucieszyłem się i już miałem rzucić się nauczycielowi na szyję, ale w porę się ogarnąłem.


Kyo:

- Możesz mnie przytulić, ale tylko ten jeden raz.


Shinya:

Przytuliłem się do niego mocno.


Kyo:  
                                                                                                                                                                                       
Do moich nozdrzy doszedł jego zapach. Bardzo mi się spodobał. A żeby go tak macnąć? Wróć, to uczeń… Ale jakoś mi się spodobał po tych zajęciach dodatkowych.


Shinya:

Dalej się do niego przytulając prawie zemdlałem ze szczęścia. Cholera, chyba serio się zakochałem..


Kyo:

- Może już wystarczy? - moja ręka znajdowała się blisko jego tyłka


Shinya:

- A może jeszcze chwilę? – odparłem tuląc się dalej.


Kyo:

- Shinya, bo nie będzie piąteczki i inaczej będziesz musiał się starać.
Po chwili zrozumiałem, jak on może to odebrać. cholera wychodzi na to, że daje mu propozycję seksualną. Jakoś się wymigam, coś czuję sie skrępowany przy nim.


Shinya:

Zaśmiałem się cicho i odsunąłem się - więc jednak rozważał pan moją propozycję?


Kyo:

- Dziecko, czy wyglądam ci na zdesperowanego?
Najlepszą obroną jest sarkazm. O tak, odbiorę mu pewność siebie, tak jak ostatnio.

Shinya:

Czasami tak. Z dzisiejszym porno na biologii trochę pan pojechał, nie sądzi pan? - zapytałem z wrednym uśmieszkiem. Oo tak, ciekawe co zrobi teraz. Czy on myślał, że Ren nikomu nie wygadał? Pfff.


Kyo:

- Więc mały wszedł w historię przeglądarki. Specjalnie to robiłem i zostawiłem włączony laptop, żeby kogoś udupić. - uśmiechnąłem się wrednie.
Nie musi znać prawdy. Zresztą jego piątka jest pod znakiem zapytania. Nie wie jeszcze, że ze mną się nie zadziera, bo źle się to skończy? Widocznie musi się dowiedzieć.


Shinya:

Udupię to ja moją piąteczkę, jak powiem że nie bardzo wierzę, prawda? - zaśmiałem się cicho znowu.


Kyo:

- Dokładnie, udupisz. A czemu nie wierzysz? - nachyliłem się nad nim.


Shinya:

- A bo... bo tak. - wzruszyłem ramionami - Trochę to idiotycznie brzmi, nie? "oglądałem porno żeby was udupić" …


Kyo:

- Nie, wszedłem na takie strony i włączyłem filmiki nie oglądając ich tylko po to,  żeby was sprawdzić.


Shinya:

- Dobra, powiedzmy że wierzę, bo za kolejną pałę dostanę w ryj...


Kyo:

- co? - zdziwiłem się.


Shinya:

- Nic nic... Pójdę już... – mruknąłem.


Kyo: 

- Zostań i mi powiedz. Jestem wychowawcą.


Shinya:

- Nie ważne, naprawdę... - zawstydziłem się, po cholerę się w ogóle odzywałem!


Kyo:

- masz mi powiedzieć. – spojrzałem na niego groźnie.


Shinya:

- Muszę...?


Kyo:

- Tak, chyba że chcesz mieć kłopoty.


Shinya:

- Przez to że nie powiedziałem? - westchnąłem - No dobra.. powiem...


Kyo:

- słucham więc. -wyprostowałem się.


Shinya:

- Możemy wejść do klasy...? Nie chcę tak na środku korytarza...


Kyo:

Wpuściłem go do klasy. Sam usiadłem na biurku, a on stanął naprzeciw mnie.
- Więc słucham?


Shinya:

- No.. to nic takiego... po prostu jak mam złą ocenę, to w domu nie jest tak miło..


 Kyo:

- to znaczy?


Shinya:

- To znaczy, że dostaję wpierdol. – przewróciłem oczami.


Kyo:

- Od rodziców? - upewniłem się


Shinya:

- Od ojca.


Kyo:

- Nie widać, żebyś miał ślady - przyjrzałem mu się.
Może kłamać, aby wyskąpić dobrą ocenę. Od początku roku świetnie grał dziwkę, a teraz czas na poszkodowane dziecko. On naprawdę nie zna ograniczeń.


Shinya:

- Czy ty myślisz, że mój ojciec jest takim debilem, żeby lać mnie tak by było widać? - przewróciłem oczami widząc, że mi nie wierzy. - I tak uważa pan, że kłamię... Pójdę już.


Kyo:

- W takim razie bije cię po tyłku? - zaśmiałem się.
Tym razem nie kryłem mego rozbawienia , tym bardziej, że wyobraziłem sobie tą scenkę. To naprawdę komiczne, 17 latek przełożony przez kolano i bity pasem.


Shinya:

Wkurwiłem się nie na żarty i po prostu wyszedłem trzaskając drzwiami. Najpierw truje dupę, żebym powiedział, a teraz się śmieje. Poszedłem na kolejne lekcje.


Kyo:

Och, czyli się uraził i jednak mówił prawdę. Poszedłem tam gdzie mają lekcję i  zwolniłem go na rozmowę. Zaprowadziłem go na nowo do sali.
- Zacznijmy to jeszcze raz – usiadłem na biurku.


Shinya:

Bo nie masz już się z czego śmiać? - zapytałem zdenerwowany, chwilowo nawet nie przejmując się tym, że mówię nauczycielowi na „ty”.


Kyo:

- chcę ci pomóc - powiedziałem poważnie.


Shinya:

No co mam powiedzieć? Powiedziałem co i jak a pan mnie wyśmiał.


Kyo:

- nie powiedziałeś, gdzie cie bije - zauważyłem.
Nie tylko dlatego mnie to obchodziło bo jest moim uczniem, ale dlatego, że coś mnie do niego ciągnęło. Zresztą również byłem ciekawy. Aż z tej ciekawość hemoroidów się nabawię…


Shinya: 
                                                                                                                                                                    Zdjąłem powoli bluzkę. Na plecach mam od niedawna kilka pręg od pasa ojca. Pokazałem je nauczycielowi                                                                                                                                                                               - Tu mnie bije. 


Kyo:

Dotknąłem ich zdziwiony, zafascynowany i zły. Jak można coś takiego zrobić własnemu dziecku..                                - Boli cię to?


Shinya:

Cholernie... wzdrygnąłem sie trochę - ale idzie sie przyzwyczaić... - założyłem z powrotem bluzkę.


Kyo:

- powinieneś się uczyć, żeby tego niemieć – sarknąłem.
Swego nastawienia nie zmienię. I tak dla niego zrobiłem się za dobry. Cholera, co ja wyprawiam. Zakochuję się w uczniu tyle lat młodszym ode mnie.


Shinya:

Staram się. - warknąłem i usiadłem z powrotem przy biurku. Zero jakiejkolwiek empatii... Z resztą, czegoś ty się Shinya spodziewał?


Kyo:

- Słabo widać efekty choć kartkówka poszła tobie dobrze - poczochrałem go po włosach.


Shinya:

- Chociaż tyle. - zaśmiałem się cicho.


Kyo:

- Jednak nie marnuję z tobą czasu - podałem mu jego kartkówkę.


Shinya:

Oglądając kartkówkę byłem z siebie naprawdę zadowolony.                                                                                                   - no widzi pan, nie jestem aż takim idiotą za jakiego mnie pan ma.


Kyo:

- Nie uważam cię za idiotę, tylko za nieuka. - powiedziałem szczerze.
Dobra, postawie mu tą piątkę na koniec i niech da mi spokój. Przez niego nawet nie mam wrednych myśli, co jest u mnie dziwne, chyba przyda się psycholog. Tak, świetnie, pogrążam się w miłość do nastolatka.


Shinya:   
                                                                                                                                                                                       - To i tak lepiej... - mruknąłem dyskretnie się mu przyglądając. Trochę mięknie, co jest dość dziwne ale mi się podoba... Baardzo ..


Kyo:

- Co się tak patrzysz? - fuknąłem - zakochałeś się? - zironizowałem.
Nie lubię jak ktoś mi się przygląda, a że jestem dalekowidzem to takie rzeczy zauważam.


Shinya:       
                                                                                                                                                                  Odwróciłem wzrok.                                                                                                                                                                          - Już nie patrzę. - uśmiechnąłem się lekko.


Kyo: 
                                                                                                                                                                                                         - co Cię bawi?


Shinya:

- Nic . - pokręciłem głową przecząco.


Kyo:

- Właśnie widzę. Mówiłem, że mam dzień dobroci na zwierząt.
Trzeba być choć raz w roku grzecznym, aby dostać prezent od Mikołaja. No, tym razem pomagam i mam nadzieję, że znowu nie dostanę na święta od mamy ręcznie robionych na drutach skarpet.


Shinya:       
                                                                                                                                                                                     - Rozumiem. - pokiwałem głową - a... Jak pan niby chcę mi pomoc...?


Kyo:

- Korepetycjami.


Shinya:

- O. Dziękuję. – kiwnąłem głową. -  Kiedy?


Kyo:  
                                                                                                                                                                                                           - w środy.


Shinya:

- W ramach tych dodatkowych?



Kyo:

- Tak.


Shinya:

Kiwnąłem głową.                                                                                                                                                                                                         -  Dobrze... To... Do poniedziałku... - Kiwnąłem znowu głową i wstałem by wyjść.


Kyo:

- Do poniedziałku.
Zebrałem swoje rzeczy i poszedłem do samochodu. Za nim pojechałem do domu, pojechałem jeszcze na zakupy. Przynajmniej muszę je robić raz w tygodniu, a nie częściej. Nienawidzę zakupów i stania w tych kolejkach, zwłaszcza stania.


Shinya:
Wróciłem do domu pieszo, spacerkiem. Musiałem przemyśleć parę rzeczy, a w szczególności to, czy właściwie coś czuje do nauczyciela, czy nie ..