Za wszelką cenę - ROZDZIAŁ IV
Autor : Reila & Kyou Niimura
Beta: Kyou
Paring: Shinya x Kyo (Dir En Grey)
Shinya:
Wstałem później niż zwykle, ponieważ postanowiłem się już
nie stroić tak bardzo. Podmalowałem tylko trochę rzęsy i ułożyłem włosy.
Ubrałem się w zwykłe jeansy, czarną bluzkę i trampki. Zbiegłem zjeść śniadanie
i po pół godziny byłem na przystanku czekając na autobus. Z zadowoleniem
zauważyłem, że zazwyczaj goniłem autobus, a teraz zostały mi jeszcze trzy
minuty czekania.
Kyo:
Jak ja nienawidzę piątków. No dobra, innych dni tygodnia
oprócz soboty też. Musze wstać o 6.50 aby zdążyć. Przecież trupem jestem o tej
godzinie. Zjadłem sobie śniadanie. Założyłem standardowo koszulę i jeansy, a do
tego pantofle. Trza jakoś wyglądać przy tych wieśniackich gnojach. Jeden lepiej
ubrany od drugiego, jak nie obcisłe rzeczy to oczojebne, albo w ogóle
połączenie tego.
Wsiadłem do samochodu (udało mi się odzyskać prawo jazdy), na szczęście dzisiaj kończę o 12:15. Ruszyłem
w drogę, żeby w szkole znaleźć się o 7.35
Shinya:
Po chwili autobus przyjechał, więc grzecznie wsiadłem i
pojechałem do szkoły. Około 7.45 byłem już w szkole. Poszedłem kupić sobie
jeszcze bułkę w sklepiku i powędrowałem pod klasę z biologii, gdyż mieliśmy je
dzisiaj dwie i to na samym początku.
Kyo:
Zabrałem swoją kawę na lekcję. On nie mogą nic pić, ale ja
to co innego. Po dzwonku wpuściłem ich do sali, sam zajmując zaszczytne miejsce
na tronie. Upiłem łyk kawy.
- Dzisiaj wylosujemy kogoś do odpowiedzi… A może ktoś chce się zgłosić? -
przeleciałem wzrokiem po całej klasie.
Shinya:
"Ukryłem" się bardziej pod swoją ławką, co było
dość trudne, bo Toshiyi dzisiaj nie ma i siedzę w pierwszej ławce... - oby nie
wybrał mnie! - powtarzam sobie w myślach, jak chyba każdy w tej chwili, gdy
nauczyciel błądzi wzrokiem po wystraszonych uczniach.
Kyo:
- Jak widzę las rąk. Nie przepychajcie się tak, bo owalicie
biurko na mnie. - zironizowałem zaglądając do dziennika - Wiem, że podobała by
się wam ta wizja. Sprawdzimy obecność.
Zacząłem czytać nazwiska. Tylko nie ma dwóch osób i to największych asów
naukowych, zwłaszcza mego przedmiotu - zironizowałem.
- Poproszę do odpowiedzi numer… - patrzyłem na klasę długopisem przesuwając po
numerach - O jakiej liczbie myślę Shinya?
Shinya:
- Hm... 5? - zapytałem przekrzywiając głowę "Byle nie
mój numer, byle nie 16, proszę!' błagam w myślach, patrząc zaciekawiony na
nauczyciela. Jeśli to faktycznie będzie ten numer, osoba pod piątką spuści mi
po szkole wpierdol, bo nikt nic nie umie...
Kyo:
- Nie, 20 - rozparłem się na krześle.
Dziewczyna stanęła blisko biurka kładąc na nim swój zeszyt. Zerknąłem jak go
prowadzi i co mieliśmy ostatnio. Zacząłem ją pytać, coś tam wiedziała.
Postawiłem jej słabe dwa.
- Nie postarałeś się Shinya w zgadywance, a teraz poproszę numer...10.
Shinya:
- Przepraszam.. - zaśmiałem się niewidocznie, zasłaniając
usta dłonią, bardzo zadowolony że nie wybiera mojego numeru. Ze współczuciem
wpatrywałem się w odpowiadających uczniów i ich przerażone miny.
Kyo:
- A teraz kartkóweczka, osoby pytane nie piszą.
Niech nie myślą sobie, że im się upiecze. Nie na mojej warcie. U mnie trzeba
się uczyć, a nie przypominać sobie wczoraj oglądane porno.
Shinya:
Westchnąłem cierpiętniczo i wyjąłem kartkę czekając na
pytania. Wiedziałem że nas udupi, wiedziałem... już lepiej było się zgłosić do
odpowiedzi...
Kyo:
- Dzisiaj zrobiłem sobie dzień dobroci dla zwierząt.
Napiszcie mi wszystko, co umiecie z trzech ostatnich lekcji - włączyłem sobie
laptopa przeglądając fejsa, kwejka, besty, nyanyan, chamsko i wiochę.
Mam dwie lekcje z nimi, to mam czas. I tak nic wybitnie wielkiego nie napiszą.
Bynajmniej mam nadzieję postawić Shinyi piątkę z tej kartkówki. W końcu tracę
czas, aby mieć z nim dodatkowe.
Shinya:
Pisząc powoli kartkówkę próbowałem przypomnieć sobie wszytko
co przerabialiśmy na dodatkowych, i jak stwierdziłem, całkiem nieźle mi to
wyszło. Z lekkim uśmiechem położyłem kartkówkę na biurko mężczyzny .
Kyo:
- Mam nadzieję, że dodatkowe coś dały – powiedziałem tak,
żeby on tylko usłyszał.
Uśmiechnął się i odszedł na swoje miejsce. Kazałem już odkładać długopisy i
oddawać kartki, co uczynili. Podałem im temat zajęć, punkty i kazałem
opracować.
- Pod koniec lekcji zbiorę zeszyty i za to dostaniecie oceny. Uznajcie to za
szansę polepszenia tej nędzy i rozpaczy w waszym dzienniku w rubryce z mego
przedmiotu.
Shinya:
- Też mam taką nadzieję... - mruknąłem cicho i zacząłem
opracowywać punkty. Dość mozolnie mi to szło, ale zawsze jakoś.
Kyo:
Siedziałem sobie na internecie oglądając porno. Opłaca się
nosić laptop do szkoły. Właściwie porno oglądam od święta, a dzisiaj właśnie
mam święto. Ciekawe czy Shinya byłby taki gibki. Spojrzałem na niego, jak
skupiony opracowywał punkty. Nie, na pewno nie.
Shinya:
Podrapałem się delikatnie po włosach - cholera... –
mruknąłem, gdyż pomyliłem się. Wygiąłem się mocno by wyjąć korektor. Wyjąłem i
zakreśliłem.
Kyo:
Wyłączyłem pięć minut przed dzwonkiem. Po dzwonku wyszli. Jako
że mieliśmy jeszcze jedna lekcję, zeszyty zbiorę na drugiej. Na przerwę
zostawiłem salę otwartą i mój laptop na biurku. Poszedłem do pokoju zrobić
sobie kawy.
Shinya:
Usiadłem sobie na ławce pod klasą czekając na lekcję. Jako
iż nie miałem co robić, zjadłem kanapkę mimo że wcale nie byłem głodny.
Kyo:
Wróciłem po dzwonku, już wszyscy siedzieli na swoich
miejscach. Właściwie to nie wyłączyłem laptopa, ale na szczęście nikt mi w
niego nie zaglądał. W sumie to by się skończyło ucięciem rąk, za dotykanie
moich rzeczy. Podałem im temat lekcji, robiąc jak wcześniej. Dostaną dwie
oceny.
Shinya:
Znowu zacząłem pisać, co jakiś czas zerkając na nauczyciela.
Na pewno myśli że nikt nie widział tego, co robił w komputerze... to że nie
tykaliśmi, nie znaczy że nie widzieliśmy... - zaśmiałem się cichutko sam do
siebie.
Kyo:
Włączyłem sobie na nowo stronę. Nic po mnie nie było widać,
co oglądam, a jakoś mnie ochota naszła. Może dlatego, że dawno nie uprawiałem
seksu, nieważne.
Shinya:
Pisałem sobie powoli, właściwie nie patrząc co piszę. Nudząc
się niemiłosiernie zastanawiałem się, czy nauczyciel ulegnie mojej propozycji
czy nie... najstraszniejsze było to, że chyba się w nim... Zakochałem..?
Kyo:
Nawet nie zwracałem uwagi na klasę. Tak się zapatrzyłem, że
dopiero dzwonek przywrócił mnie do rzeczywistości. Szybko zamknąłem stronę, na
której siedziałem. Patrzyłem jak na moim
biurku piętrzą się zeszyty, a jeszcze kartkówki do sprawdzenia. Shinya zanim
położył swój zeszyt poczekał, aż wszyscy wyjdą. Czegoś chce. Podpowiada mi to
mój super węch, lepszy niż Scooby’ego Doo na jedzenie.
Shinya:
Stanąłem przy jego biurku - Jak by się pan nie rozczytał,
czy coś... to tam gdzieś powinno być mniej więcej wyraźniej... - wskazałem na
zeszyt.
Kyo:
- Wiesz, że jak jest niewyraźnie to stawiam pałę.
Nie będzie mi gnojek mówił, co mam robić. Tym bardziej nie będę tracił czasu na
sprawdzanie ich nieczytelnego pisma. Mam lepsze rzeczy do robienia, jak na
przykład wylegiwanie się na kanapie i zajadanie lodami.
Shinya:
- Ee... No tak... przepraszam. - zebrałem swoje rzeczy i
siebie do wyjścia. Miałem jeszcze cztery lekcje, ale jakoś specjalnie mi się na
nie nie spieszyło.
Kyo:
Nie musiałem się ruszać z sali. Miałem tu wszystkie lekcje,
gdyż to moja sala. Każdemu kazałem robić to samo, tylko że nie siedziałem na
laptopie a sprawdzałem zeszyty uczniów i kartkówki. Robiłem to szybko,
bynajmniej dlatego, że większość z nich pisała bzdury.
Shinya:
Poszedłem na kolejne lekcje, na których nudziłem się jeszcze
bardziej niż na biologii, a tam chociaż nauczyciel ładny był.. a nie te stare
truchła.
Kyo:
Na przerwie po lekcjach zaczepił mnie Shinya. Nie wiem czego
tym razem chce, ale jako ich wychowawca muszę go wysłuchać. Przekleństwo, że
mam lekcje w jednej sali i tak łatwo mnie znaleźć. Chociaż ,nie chce mi się
często dupy ruszać z miejsca, więc to nawet dobrze.
- Tak Shinya?
Shinya:
- Ja mam takie
pytanie jedno... bo ten sprawdzian co ma być, to będzie? bo my wycieczkę
mamy...
Kyo:
- Kiedy? - spytałem znudzony.
Zaraz, czy ja mam z nimi gdzieś jechać? No nie, cały dzień z tymi głąbami… A
może jednak nie…? Zaraz, zawsze wychowawca jedzie. Co za do jasnej cholery
katastrofa.
Shinya:
- No w przyszłym tygodniuuu... Trzydniowa wycieczka w góry
przecież jest... środa, czwartek, piątek i w sobotę wracamy.. Zapomniał pan?
Kyo:
- No tak, pamiętam - skłamałem – A sprawdzian jest tydzień
wcześniej - zauważyłem.
Nie wymigają mi się tak łatwo, o nie. Choć może im odpuszczę, jak nie będzie
chciało mi się sprawdzać tych głupot, co mi napiszą na wydrukowanych przeze
mnie kartkach.
Shinya:
- Ale tydzień wcześniej kończy się dzisiaj. W następną środę
jedziemy. - zwróciłem uwagę.
Kyo:
- Co? Niemożliwe, że zapomniałem o sprawdzianie… -
zobaczyłem w swój notes, wszystko się zgadzało - Upiekło wam się, nie będzie
sprawdzianu.
Westchnąłem, ale to nawet dobrze, nie będę musiał tego sprawdzać.
Shinya:
- Dobra. - uśmiechnąłem się wesoło- Ok, dziękuję. -
ukłoniłem się lekko i odszedłem kawałek
Kyo:
- Shinya, czy ktoś grzebał mi w laptopie? - spytałem sie
patrząc na jego tyłek.
Nie moja wina, że niezły i zgrabny.
Shinya:
- Chyba... chyba nie... - odwróciłem się - Ale jak
wchodziłem do klasy to ten.. no... jak mu tam... taki niewysoki czarnowłosy...
coś tam grzebał.
Kyo:
- Kto? - zaciekawiłem się.
Zabiję normalnie, wykastruję, jak jeszcze mi w historię wszedł. Szczyle nawet już
nie wiedzą, co to własność prywatna… Chyba im trzeba na godzinie wychowawczej
wykład zrobić.
Shinya:
- No... nie gadałem z nim. Jak on tam ma... Ren, czy jakoś
tak. Taki mały, czarne kudły. - próbując
jakoś pokazać wygląd chłopaka mocno gestykulowałem, na pewno wyglądałem przy
tym zabawnie.
Kyo:
- Już wiem który. - zaśmiałem się zasłaniając usta.
Muszę zachowywać powagę i wychodzi na to, że za mało sie mnie jeszcze boją. Za
dobry dla nich jestem.
Shinya:
- Tylko pan niech nie mówi, że to ja, bo będę miał
wpierdol... znaczy, zbiją mnie. - odchrząknąłem
i zasłonił usta, zapominając się że to nauczyciel, i nie bardzo można
przeklinać.
Kyo:
- O to się nie martw. Wynagrodzę cie za to.
Shinya:
- Tak? O dzięki. - uśmiechnąłem się słodko - jak?
Kyo:
- Może ci postawię tą piątkę
Niech stracę, ale sobie zasłużył lojalnością
Shinya:
- Dzięki! - ucieszyłem się i już miałem rzucić się
nauczycielowi na szyję, ale w porę się ogarnąłem.
Kyo:
- Możesz mnie przytulić, ale tylko ten jeden raz.
Shinya:
Przytuliłem się do niego mocno.
Kyo:
Do moich nozdrzy doszedł jego zapach. Bardzo mi się
spodobał. A żeby go tak macnąć? Wróć, to uczeń… Ale jakoś mi się spodobał po
tych zajęciach dodatkowych.
Shinya:
Dalej się do niego przytulając prawie zemdlałem ze
szczęścia. Cholera, chyba serio się zakochałem..
Kyo:
- Może już wystarczy? - moja ręka znajdowała się blisko jego
tyłka
Shinya:
- A może jeszcze chwilę? – odparłem tuląc się dalej.
Kyo:
- Shinya, bo nie będzie piąteczki i inaczej będziesz musiał
się starać.
Po chwili zrozumiałem, jak on może to odebrać. cholera wychodzi na to, że daje
mu propozycję seksualną. Jakoś się wymigam, coś czuję sie skrępowany przy nim.
Shinya:
Zaśmiałem się cicho i odsunąłem się - więc jednak rozważał
pan moją propozycję?
Kyo:
- Dziecko, czy wyglądam ci na zdesperowanego?
Najlepszą obroną jest sarkazm. O tak, odbiorę mu pewność siebie, tak jak
ostatnio.
Shinya:
Czasami tak. Z dzisiejszym porno na biologii trochę pan
pojechał, nie sądzi pan? - zapytałem z wrednym uśmieszkiem. Oo tak, ciekawe co
zrobi teraz. Czy on myślał, że Ren nikomu nie wygadał? Pfff.
Kyo:
- Więc mały wszedł w historię przeglądarki. Specjalnie to robiłem
i zostawiłem włączony laptop, żeby kogoś udupić. - uśmiechnąłem się wrednie.
Nie musi znać prawdy. Zresztą jego piątka jest pod znakiem zapytania. Nie wie
jeszcze, że ze mną się nie zadziera, bo źle się to skończy? Widocznie musi się
dowiedzieć.
Shinya:
Udupię to ja moją piąteczkę, jak powiem że nie bardzo
wierzę, prawda? - zaśmiałem się cicho znowu.
Kyo:
- Dokładnie, udupisz. A czemu nie wierzysz? - nachyliłem się
nad nim.
Shinya:
- A bo... bo tak. - wzruszyłem ramionami - Trochę to
idiotycznie brzmi, nie? "oglądałem porno żeby was udupić" …
Kyo:
- Nie, wszedłem na takie strony i włączyłem filmiki nie
oglądając ich tylko po to, żeby was
sprawdzić.
Shinya:
- Dobra, powiedzmy że wierzę, bo za kolejną pałę dostanę w
ryj...
Kyo:
- co? - zdziwiłem się.
Shinya:
- Nic nic... Pójdę już... – mruknąłem.
Kyo:
- Zostań i mi powiedz. Jestem wychowawcą.
Shinya:
- Nie ważne, naprawdę... - zawstydziłem się, po cholerę się
w ogóle odzywałem!
Kyo:
- masz mi powiedzieć. – spojrzałem na niego groźnie.
Shinya:
- Muszę...?
Kyo:
- Tak, chyba że chcesz mieć kłopoty.
Shinya:
- Przez to że nie powiedziałem? - westchnąłem - No dobra..
powiem...
Kyo:
- słucham więc. -wyprostowałem się.
Shinya:
- Możemy wejść do klasy...? Nie chcę tak na środku korytarza...
Kyo:
Wpuściłem go do klasy. Sam usiadłem na biurku, a on stanął naprzeciw
mnie.
- Więc słucham?
Shinya:
- No.. to nic takiego... po prostu jak mam złą ocenę, to w
domu nie jest tak miło..
Kyo:
- to znaczy?
Shinya:
- To znaczy, że dostaję wpierdol. – przewróciłem oczami.
Kyo:
- Od rodziców? - upewniłem się
Shinya:
- Od ojca.
Kyo:
- Nie widać, żebyś miał ślady - przyjrzałem mu się.
Może kłamać, aby wyskąpić dobrą ocenę. Od początku roku świetnie grał dziwkę, a
teraz czas na poszkodowane dziecko. On naprawdę nie zna ograniczeń.
Shinya:
- Czy ty myślisz, że mój ojciec jest takim debilem, żeby lać
mnie tak by było widać? - przewróciłem oczami widząc, że mi nie wierzy. - I tak
uważa pan, że kłamię... Pójdę już.
Kyo:
- W takim razie bije cię po tyłku? - zaśmiałem się.
Tym razem nie kryłem mego rozbawienia , tym bardziej, że wyobraziłem sobie tą
scenkę. To naprawdę komiczne, 17 latek przełożony przez kolano i bity pasem.
Shinya:
Wkurwiłem się nie na żarty i po prostu wyszedłem trzaskając
drzwiami. Najpierw truje dupę, żebym powiedział, a teraz się śmieje. Poszedłem
na kolejne lekcje.
Kyo:
Och, czyli się uraził i jednak mówił prawdę. Poszedłem tam
gdzie mają lekcję i zwolniłem go na rozmowę. Zaprowadziłem go na nowo do sali.
- Zacznijmy to jeszcze raz – usiadłem na biurku.
Shinya:
Bo nie masz już się z czego śmiać? - zapytałem zdenerwowany, chwilowo nawet nie
przejmując się tym, że mówię nauczycielowi na „ty”.
Kyo:
- chcę ci pomóc - powiedziałem poważnie.
Shinya:
No co mam powiedzieć? Powiedziałem co i jak a pan mnie wyśmiał.
Kyo:
- nie powiedziałeś, gdzie cie bije - zauważyłem.
Nie tylko dlatego mnie to obchodziło bo jest moim uczniem, ale dlatego, że coś
mnie do niego ciągnęło. Zresztą również byłem ciekawy. Aż z tej ciekawość
hemoroidów się nabawię…
Shinya:
Zdjąłem powoli bluzkę. Na plecach mam od niedawna kilka pręg od pasa
ojca. Pokazałem je nauczycielowi -
Tu mnie bije.
Kyo:
Dotknąłem ich zdziwiony, zafascynowany i zły. Jak można coś takiego zrobić
własnemu dziecku.. - Boli cię to?
Shinya:
Cholernie... wzdrygnąłem sie trochę - ale idzie sie przyzwyczaić... - założyłem
z powrotem bluzkę.
Kyo:
- powinieneś się uczyć, żeby tego niemieć – sarknąłem.
Swego nastawienia nie zmienię. I tak dla niego zrobiłem się za dobry. Cholera,
co ja wyprawiam. Zakochuję się w uczniu tyle lat młodszym ode mnie.
Shinya:
Staram się. - warknąłem i usiadłem z powrotem przy biurku. Zero jakiejkolwiek
empatii... Z resztą, czegoś ty się Shinya spodziewał?
Kyo:
- Słabo widać efekty choć kartkówka poszła tobie dobrze - poczochrałem go po
włosach.
Shinya:
- Chociaż tyle. - zaśmiałem się cicho.
Kyo:
- Jednak nie marnuję z tobą czasu - podałem mu jego kartkówkę.
Shinya:
Oglądając kartkówkę byłem z siebie naprawdę zadowolony.
- no widzi pan, nie jestem aż takim idiotą za jakiego mnie pan ma.
Kyo:
- Nie uważam cię za idiotę, tylko za nieuka. - powiedziałem szczerze.
Dobra, postawie mu tą piątkę na koniec i niech da mi spokój. Przez niego nawet
nie mam wrednych myśli, co jest u mnie dziwne, chyba przyda się psycholog. Tak,
świetnie, pogrążam się w miłość do nastolatka.
Shinya:
- To i tak lepiej... - mruknąłem dyskretnie się mu przyglądając. Trochę
mięknie, co jest dość dziwne ale mi się podoba... Baardzo ..
Kyo:
- Co się tak patrzysz? - fuknąłem - zakochałeś się? - zironizowałem.
Nie lubię jak ktoś mi się przygląda, a że jestem dalekowidzem to takie rzeczy
zauważam.
Shinya:
Odwróciłem
wzrok.
-
Już nie patrzę. - uśmiechnąłem się lekko.
Kyo:
-
co Cię bawi?
Shinya:
- Nic . - pokręciłem głową przecząco.
Kyo:
- Właśnie widzę. Mówiłem, że mam dzień dobroci na zwierząt.
Trzeba być choć raz w roku grzecznym, aby dostać prezent od Mikołaja. No, tym
razem pomagam i mam nadzieję, że znowu nie dostanę na święta od mamy ręcznie
robionych na drutach skarpet.
Shinya:
- Rozumiem.
- pokiwałem głową - a... Jak pan niby chcę mi pomoc...?
Kyo:
- Korepetycjami.
Shinya:
- O. Dziękuję. – kiwnąłem głową. - Kiedy?
Kyo:
-
w środy.
Shinya:
- W ramach tych dodatkowych?
Kyo:
- Tak.
Shinya:
Kiwnąłem głową. - Dobrze... To... Do poniedziałku... - Kiwnąłem
znowu głową i wstałem by wyjść.
Kyo:
- Do poniedziałku.
Zebrałem swoje rzeczy i poszedłem do samochodu. Za nim pojechałem do domu, pojechałem
jeszcze na zakupy. Przynajmniej muszę je robić raz w tygodniu, a nie częściej.
Nienawidzę zakupów i stania w tych kolejkach, zwłaszcza stania.
Shinya:
Wróciłem do domu pieszo, spacerkiem. Musiałem przemyśleć parę rzeczy, a w
szczególności to, czy właściwie coś czuje do nauczyciela, czy nie ..