piątek, 4 października 2013

Za wszelką cenę - Rozdział VII + zakończenie.

autorki : Reila & Kyo
pairing : Shinya x Kyo ( Dir En Grey )



Kyo:
Obudził mnie rano ucisk na klatce piersiowej. Leniwie otworzyłem oczy, a pierwszą rzeczą jaką ujrzałem był Shinya. No, prawie zapomniałem że się z nim przespałem. Chyba mam kaca moralnego i nie powinienem uprawiać z nim seksu… Ale to on mnie sprowokował! Jednocześnie nie prowokując…  

Shinya:
Obudziłem się, ale dalej leżałem tuląc się do jego klatki piersiowej. Było mi taaak przyjemnie, mimo tego, że wiedziałem że zrobiłem coś, czego będę żałować.

Kyo:
Pogłaskałem go po głowie i pocałowałem w czoło. Spojrzał na mnie. Nie wiem czy tego żałuje, jak ja. Mam nadzieje, że nie jest tak źle.
- Jak się spało?

Shinya:                                                                                                                                                         - Bardzo miło. - uśmiechnąłem się i pocałowałem go w policzek. - A tobie? - wtuliłem się z powrotem w jego klatkę piersiową, a wszystkie złe myśli nagle odpłynęły z mojej głowy. Czułem się przy nim taki malutki i bezbronny, ale bezpieczny.

Kyo:
- Wyśmienicie. - Uśmiechnąłem się.
Tuliłem go bardziej do swego ciała i wdychałem zapach włosów. Mino wszystko było przyjemnie i nic tego nie zmieni. Ale co będzie dalej? To chyba nie było jednorazowe…

Shinya:                                                                                                                                                        - Bo ze mną. - zaśmiałem się cicho, głaszcząc go po brzuchu. Westchnąłem cicho, zarzucając nogę na biodro mężczyzny, jednocześnie ją rozprostowując.

Kyo:
- obolały?
Obserwowałem go, jak się na mnie wierci. Nie żeby mi to przeszkadzało, czy coś.

Shinya:
- Troszeczkę. Ale nie dużo. - uśmiechnąłem się lekko, wreszcie wygodnie się układając.

Kyo:
Pogłaskałem go po głowie i pocałowałem w policzek.
- Co będzie dalej?
TO było w tej chwili ważne.

Shinya:
Westchnąłem cicho.                                                                                                                                      - Nie wiem. - powiedziałem szczerze, zagryzając wargę. „Właśnie, co dalej?” zapytałem sam siebie.

Kyo:
- Jak to traktujesz?
Musiałem znać odpowiedź. Uświadomiłem sobie, że od dawna mi na nim zależało. Raczej powinienem proponować mu związek, a nie zadawać takie pytania.

Shinya:
„Zbyt poważnie?” pomyślałem i zmarszczyłem brwi.                                                                                     - Poważnie... - powiedziałem cichutko.

Kyo:
pocałowałem go w usta. Oddał pocałunek.
- może to głupio zabrzmi, ale zostaniesz moim chłopakiem?

Shinya:                                                                                                                                                  Miałem ochotę skakać ze szczęścia, zatańczyć taniec radości i odśpiewać "we are the champions" tańcząc dance hall w miniówce. Niestety, wszystkie te rzeczy były chwilowo niezbyt możliwe, więc po prostu szeroooko się uśmiechnąłem i usiadłem mu na biodrach.                                                                                -Oczywiście! - zaśmiałem się radośnie.

Kyo:
Pocałowałem go w usta uradowany takim obrotem spraw. Trzeba tylko teraz omówić kilka ważnych spraw. Nie mogę sobie pozwolić na niekompetencję.
- W szkole zostaje stosunek uczeń – nauczyciel.

Shinya:
- Tak, tak... - pokiwałem radośnie głową. - Mam być grzeczny, miły i mówić na "pan".

Kyo:
- Tak. I nie prowokować. - Musiałem dodać.
Wszystko było między nami jasne. Nie spodziewałem się tego, że z nim będę. Raczej miałem zamiar go dręczyć do końca szkoły. No, chyba że dręczenie w łóżku też się liczy.

Shinya:
- To akurat może być trudne. - puściłem mu oczko, cicho się śmiejąc. - Więc będę chodził do szkoły w dresie. Przynajmniej nie będę prowokował, nie? -zaśmiałem się.

Kyo:
- Możesz chodzić w rurkach to sobie popatrzę, ale nie kręć tyłkiem. - Zagroziłem mu.

Shinya:
- Bo co mi zrobisz? -zmrużyłem oczy, drocząc się z nim. Przez tą chwilę poziom mojego strachu przed nim spadł do minimum.

Kyo:
- Przelecę na ławce, przy uczniach.

Shinya:
- Kuuszące, aczkolwiek chyba nie skorzystam, panie profesorze. -położyłem się z powrotem obok niego, wtulając się w jego umięśniony tors. - wolę w innych okolicznościach... coś ktoś kiedyś mówił o jakimś "kochaniu w trawie", nie?

Kyo:
- No cóż, niestety u nas nie ma takiej ładnej trawy jak w górach.
Uśmiechnąłem się na wspomnienie naszej rozmowy. Zdziwiłem się, że pamięta.                                             - Ale jak chcesz możemy tam się kochać
.

Shinya:
- Chcę w górach... Pojedziemy tam, gdy nazbieram hajsu. - powiedziałem, oplatając się jego dłonią w pasie. - Pociągam Cię?

Kyo:                                                                                                                                                           - Bardzo. - pocałowałem go w rozchylone usteczka.

Shinya:
Cieszy mnie to. - uśmiechnąłem się. Nagle zadzwonił mój telefon, postanowiłem go jednak olać i nie odbierać. Dobrze wiem, kto dzwoni.

Kyo:
- Nie odbierzesz? -Patrzyłem na niego badawczo.
Zbliżyliśmy się do siebie, wiec mogę pytać. W innym wypadku to było by mi najzupełniej obojętne.

Shinya:
- Nie... nie chcę psuć sobie początku dnia... - zagryzłem wargę, nie wiedząc czy dobrym pomysłem byłoby mówienie mu o tym...

Kyo:                                                                                                                                                             - Kto to?
Chciałem wiedzieć. Choć domyślałem się, że to raczej któreś z jego rodziców.

Shinya:
- Pewnie ojciec... - mruknąłem cicho- Szuka mnie... Nie przyniosłem wczoraj pieniędzy, no i jeszcze zwiałem...

Kyo:
- Pieniędzy?
Zdziwiłem się. O co może chodzić?

Shinya:
- Nie ważne... - powiedziałem cicho, tuląc się do niego. Jednak mój telefon nie przestawał dzwonić. - Cholera... Spierdalać...! - warknąłem wstając po telefon. Odebrałem i to był mój błąd.

Kyo:
Obserwowałem go. Nie chciał odbierać, ale jednak to zrobił. Jego mimika twarzy szybko sie zmieniła po słowach, jakie słyszał w słuchawce.

Shinya:
Usiadłem na podłodze i miałem ochotę płakać jak dziecko. Stary znowu darł się na mnie, wyzywając od kurw, suk, dziwek i tym podobnych... Schowałem twarz za włosami, tak by Kyo jej nie widział. W oczach zebrały mi się łzy, gdy ojciec powiedział że nie mam po co wracać do domu, bo on mnie widział w aucie Kyo... wrzasnął że moje rzeczy są koło auta mojego "sponsora", a do domu nie mam po co wracać. Potem się rozłączył.

Kyo:                                                                                                                                                           Podszedłem do niego gdy już odłożył telefon na ziemię i nadal siedział skulony na podłodze. Objąłem go. Nie wiem, co się stało, ale raczej wolałem nie pytać. Wyglądał na kogoś kto jest w dość kiepskim stanie.

Shinya:                                                                                                                                                           Mocno się do niego  przytuliłem.                                                                                                                  - Wy... wyrzucił mnie z domu... - siąknąłem cicho. - Podobno moje rzeczy są koło twojego auta... myślą że jesteś moim sponsorem...

Kyo:
- Możesz zamieszkać tutaj. - objąłem go.
Co za ludzie? Tak traktować własnego syna.. nawet ja bym nie potraktował tak własnego dziecka, chociaż  puszczałoby się z każdym. Innym fakt, ze nie miałbym wtedy szacunku do dzieciaka.

Shinya:
- Ale przecież ja nawet się nie puściłem! Ja tylko z tobą.. - wtuliłem się w niego mocniej, prawie na nim siadając. Teraz najmniej interesowało mnie to, czy go zgniotę czy nie.

Kyo:
- Wierze ci. - objąłem go mocniej. - Nie przejmuj się nimi, teraz nie masz z nimi nic wspólnego.

Shinya:
-  Niby nie... ale to dalej moi rodzice... -mruknąłem cicho, przecierając załzawione oczy.

Kyo:
- Ciiii… - pocałowałem go w czubek głowy. - Wszystko będzie dobrze.

Shinya:
Przytuliłem się do niego mocno. Jak to dobrze, że go mam...                                                                          - Dziękuję... - powiedziałem mu do ucha. - Kocham Cię... -dopowiedziałem ciszej, niepewny jego reakcji.

Kyo:                                                                                                                                                      Byłem w szoku na jego ostatnie słowa. Nie spodziewałem się takich wyznań. Myślałem, że to jest tylko chwilowe zauroczenie.

Shinya:
Poczułem, że zamarł gdy to wyznałem.                                                                                                         - Um... -przełknąłem głośno ślinę.

Kyo:
- Masz ochotę na śniadanie?
Opanowałem się szybko. Nie może wiedzieć, jak się poczułem.

Shinya:
- Tak... zrobię Ci jajecznicę.. -uśmiechnąłem się lekko, zachowując się tak, jakbym nic nie mówił. Tak będzie lepiej...

Kyo:
- Może ja to zrobię? – zaproponowałem, ale on mnie nie posłuchał. Miał zamiar wyjść z pokoju, gdy postanowiłem go zatrzymać.
- Kocham cię.

Shinya:                                                                                                                                                          Uśmiechnąłem się, po czym odwróciłem się do niego przodem. Staliśmy chwilę na przeciwko siebie, po czym nie umiejąc opanować swych emocji skoczyłem na niego i złapałem go za szyję a nogami oplotłem w pasie. Scena iście wyjęta z romansidła.

Kyo:
Przytrzymywałem go za tyłek żeby nie upadł. Pocałowałem go namiętnie w usta na dopełnienie tej pełnej romantyzmu sceny. Za dużo romansideł czytam i to mi się przeniosło na życie prywatne

Shinya:                                                                                                                                                         Oddałem pocałunek z uśmiechem.                                                                                                               - Chcesz to śniadanie czy może przełożymy je chwilkę? -pocałowałem go delikatnie w szyję.

Kyo:
- Pamiętaj, że dzisiaj szkoła…  - mruknąłem niechętnie, odsłaniając przed nim szyję.

Shinya:
- Buuu.... - zamruczałem cicho, liżąc go po szyi. - Chrzanić szkołę...

Kyo:
- Ty możesz, ale nie ja. – pokręciłem głową.

Shinya:
- Szkoda... - mruknąłem cicho- nawet dla mnie?

Kyo:
- To moja praca

Shinya:
- No dobrze... - skrzywiłem się delikatnie i zszedłem z niego. - Ja.. zostanę, dobrze? Niezbyt dobrze się czuję...

Kyo:
- Dobrze. - zgodziłem się.
Zjedliśmy wspólnie śniadanie, a potem poszedłem do pracy.

Shinya:
Nie wiedząc co ze sobą zrobić, powłóczyłem się trochę po mieszkaniu, obejrzałem wszystko. Potem pooglądałem TV, posiedziałem i nic nie robiłem. Zeżarłem chyba trzy czekoladowe batoniki, które znalazłem w szafce.

Kyo:
W szkole prowadziłem te swoje nudne lekcje, usprawiedliwiłem nieobecność Shinyi. Nudno było bez niego.  Tak jak zawsze obrażałem swoich uczniów, ale jakoś nie miałem satysfakcji.  Wreszcie po pięciu godzinach mogłem wrócić do domu, co mnie ucieszyło. Szybko znalazłem sie w mieszkaniu i całowałem na powitanie Shinyę.

Shinya:
- Heej. - uśmiechnąłem się- Zrobiłem spaghetti! -powiedziałem przytulając się do niego. - I się stęskniłem.

Kyo:
- Dobrze. - Pogłaskałem go po głowie.
Poszedłem razem z nim do kuchni. Czekał na mnie ze jedzeniem, a teraz mogliśmy razem zjeść obiad. Coś moje życie za pięknie wygląda, coś mi tu nie pasuje.

Shinya:
Wyjąłem talerze i sztućce, przygotowując do obiadu.                                                                                    - Usiądź. - powiedziałem uśmiechając się i nakładając jedzenia na talerze.

Kyo:
Spełniłem jego polecenie. Gdy tylko nałożył na dwa talerze i usiadł obok mnie zacząłem jeść.
- Dobrze gotujesz. - Powiedziałem szczerze.
Już dawno nie jadłem tak dobrego obiadu. Jedynym moim pożywieniem były błyskawiczne zupki oraz gotowe dania kupione w sklepie.

Shinya:                                                                                                                                                          - Cieszę się, że Ci smakuje. Chociaż tego nauczyłem się w domu. -uśmiechnąłem się delikatnie i również zacząłem jeść. Widać było, że dawno nie jadł nic normalnego. Wreszcie zacznie się dobrze odżywiać! Przynajmniej na coś się przydam.

Kyo:                                                                                                                                                          Zjadłem szybko to, co miałem na swoim talerzu i wziąłem dokładkę. Wreszcie coś normalnego, a jeszcze takie dobre.
- To coś pożytecznego stamtąd wyniosłeś. - zauważyłem.
Usiadłem obok niego nawijając sobie z nowej porcji makaron na widelec.

Shinya:
- Tam nauczyłem się dbać sam o siebie i raczej nikomu nie do końca ufać... Nie wiem czy to tak dobrze. - wzruszyłem ramionami uśmiechając się delikatnie. Tak bardzo się cieszę, że mu smakuje! Zachowuję się jak przykładna żonka, kura domowa... No ale trudno, czego to się nie robi z miłości.

Kyo:
- A mi ufasz? - spojrzałem mu w oczy.
Musiałem znać odpowiedz. Chyba dlatego mi na tym zależało, bo coś do niego czuje. Nie wiem czy to miłość, ale coś na pewno.

Shinya:
- Tak. - powiedziałem pewnie. Co miałem powiedzieć? że nie jestem pewny? Że uważam że zostawi mnie? Cholera, po prostu się tak cholernie boję!

Kyo:
- Jutro masz zamiar iść do szkoły? Usprawiedliwiłem ci dzisiaj nieobecność.
Chciałem zmienić temat. Ta rozmowa nie tylko mnie nie pasowała. A o szkole najczęściej rozmawialiśmy,  to też temat ważny. Jestem teraz jakby jego opiekunem prawnym. Co za opiekun sypia z podopiecznym?

Shinya:
- Co jutro za dzień? - zapytałem cicho. Spojrzałem na jego dłoń leżącą płasko na stole i zrobiłem najbardziej oklepaną i żałosną rzecz w moim życiu ( w sumie, to coraz częściej robię przy nim żałosne rzeczy, nie? ). Złapałem go za rękę i zacząłem delikatnie głaskać jego palce. - Kocham Cię.

Kyo:
Uśmiechnąłem się na ten gest. Czułem się  jak w tych operach mydlanych, które oglądam. Ale nie będę narzekać, że ktoś mi okazuje czułość. Gackt zawsze powtarzał, że ma mnie dosyć, gdyż jestem zimny jak lód.
- Jutro jest wtorek.

Shinya:
- Wtorek... mamy jutro lekcje? - odwzajemniłem uśmiech i przyłożyłem jego dłoń do swojego policzka. Widziałem, że go rozczulam. Pocałowałem jego dłoń. - jeśli tak, to moooże się wybiorę.. .A co im powiedziałeś? Że nie ma mnie bo..?

Kyo:
- Nic nie musiałem mówić. – pokręciłem głową. – Tak, mamy jutro lekcje.

Shinya:
- Aaaa, no chyba że tak. -  powiedziałem, odgarniając włosy z twarzy – Skoro tak, to przyjdę.

Kyo:
- Liczę na to. - wstałem i wstawiłem talerz do zlewu. - A teraz marsz do książek, bo jutro zrobię kartkówkę.

Shinya:
Zmarszczyłem nos. No tak, tego to się mogłem spodziewać. Nauczyciel, wychowawca i to jeszcze od biologii. Wiadome było że mnie będzie po kątach rozstawiał. Ale cóż, poświęcić się trzeba... Pokiwałem więc tylko głową i poszedłem do sypialni. Wyjąłem z walizki książki ( w między czasie gdy był w pracy zdążyłem pójść po moje rzeczy) i położyłem się na łóżku, znużony zacząłem czytać tematy.


Kyo:
Włączyłem sobie telewizor i w spokoju mogłem oglądać swoje seriale brazylijskie. Gdy przeleciały po odcinku trzy seriale, poszedłem do sypialni sprawdzić co robi Shinya. Grzeczny chłopiec - uczył się, tak  jak mu kazałem. W sumie mógłby i dostawać pały, a ja i tak bym wstawiał mu inną ocenę do dziennika.

Shinya:                                                                                                                                                         Westchnąłem załamany i padłem twarzą w pościel. Gdy zamknąłem oczy, widziałem wszystkie te biologiczne rzeczy... Jak on może tego uczyć?!                                                                                                               - Grhhhhhh! -warknąłem głośno i zgarnąłem długie włosy z szyi.

Kyo:
- Co się stało?
Wziąłem laptopa i usiadłem sobie na łóżku, po drugiej części podwójnego materaca. Miałem zamiar przepatrzeć kilka swoich stron i przygotować temat na jutro dla moich uczniów.

Shinya:
 - Będzie mi się to dzisiaj śnić! - wydąłem wargi i skrzywiłem się niemiłosiernie- Powiesz mi co i jak to było z Gackt'em? Widziałem jak patrzysz na niego i tego drugiego... no, na wycieczce.

Kyo:
- Jak patrzę? – zapytałem, nie odrywając spojrzenia od monitora. Nie za bardzo ciałem o tym opowiadać.

Shinya:
- Jakbyś był.. zazdrosny? nie wiem... - spojrzałem na niego przekrzywiając głowę- Znaczy... nie musisz mówić, jeśli nie chcesz...

Kyo:
- O tego dupka nigdy nie byłbym zazdrosny. - odrzekłem sucho. - Wszystko między nami zaczęło się przypadkiem. Poznaliśmy się w pracy, na początku zaprzyjaźniliśmy, a potem byliśmy razem. Nie dobraliśmy się i koniec związku.

Shinya:
Aa... - pokiwałem głową, widząc że chyba wyprowadziłem go z równowagi. Podniosłem się i usiadłem tuż obok niego, po czym musnąłem jego policzek ustami. - Przepraszam, nie powinienem o to pytać..

Kyo:
- Ciekawość rzecz ludzka. To był najgorszy błąd mojego życia.

Shinya:
- A... żałujesz że teraz jesteś ze mną? - Nie Shin, nie chcesz znać odpowiedzi. Nie chcesz i wiesz o tym, ale ciekawość ponownie zżera Ci wnętrzności.

Kyo:                                                                                                                                                            - Nie, ale trochę boję się konsekwencji. - powiedziałem szczerze.
Dopiero teraz oderwałem się od monitora i spojrzałem w jego ciemne oczy. Zauważyłem, ze bał się mojej reakcji, co mi tylko pochlebiło.

Shinya:
Pokiwałem głową, zagryzając wargę.
- No tak, to logiczne... - stwierdziłem cicho. A czy ja się przypadkiem też nie boję? Nie, ja kurwa drżę ze strachu... Przecież to przeze mnie go wsadzą, jeśli ktoś się dowie...

Kyo:
- Dlatego między nami nic nie ma.

Shinya:
Zrobiłem wielkie oczy, odsuwając się od niego. Nie pomyślałem, że może chodzi mu tylko o szkołę, ale po prostu przeraziłem się, że tylko mnie przeleciał.

Kyo:
Pogłaskałem go po głowie widząc strach w jego wielkich, ciemnych oczach. Pewnie myśli, że go tylko wykorzystałem.
- W szkole czy w miejscach publicznych nic między nami nie ma. – wyjaśniłem.

Shinya:
- No tak.. - uśmiechnąłem się słabo, w duszy skacząc z radości. Jak mogłem być taki głupi?!



***


Kyo:
Koniec roku przyszedł szybko, aż się zdziwiłem. Znowu musiałem stać na nudnym apelu, ale tym razem końcowym. Będę miał teraz dwa miesiące wakacji, które spędzę z Shinyą.

Shinya:
Jako jedyny śmiałem się jak głupi, sam do siebie. Miałem spędzić cudooowne wakacje SAM NA SAM, z KYO. MOIM Kyo, jakby ktoś jeszcze nie wiedział. Miałem ochotę mówić to wszystkim po kolei, jak leci. Nawet tym wszystkim debilom. Oczywiście nie odzywałem się słowem do nikogo. Czekałem tylko w napięciu, na koniec apelu, rozdanie świadectw i inne pierdoły.

Kyo:
Przekląłem osobę, która wymyśliła sztukę artystyczną na koniec apelu. Na szczęście mogłem usiąść na krześle, jako nauczyciel. I dobrze, niech się głąby męczą.
Nie wiem jak, ale jakoś to przetrwałem. Został ostatni punkt - wręczenie świadectw. Zaprosiłem swoją klasę do sali. Wszedłem, gdy już wszyscy się zebrali w klasie.

Shinya:
Usiadłem sobie z tyłu, spokojnie i nic się nie odzywałem. Uśmiechnąłem się tylko do Kyo raz czy dwa, nieśmiało. Nic więcej, nawet jeślibym chciał. Delikatnie się uśmiechając podszedłem do niego po świadectwo.

Kyo:
Wręczyłem mu świadectwo ściskając za rękę.
- Postawiłem ci ta piątkę.

Shinya:
- Dziękuję, panie profesorze. - uśmiechnąłem się delikatnie - Mogę... Już iść? Muszę załatwić jeszcze jedną rzecz... - powiedziałem cicho, dalej stojąc w odpowiedniej odległości od mężczyzny.

Kyo:
- Oczywiście.
Wypuściłem go wcześniej. Gdy wyszedł przystąpiłem do dalszego rozdawania świadectw. Cieszyłem się, że nie będę miał więcej do czynienia z tymi głąbami. No, do września, kiedy rozpocznie się rok szkolny.

Shinya:
Poszedłem od razu do Toshiyi. Uściskałem go, bo we wrześniu wyjeżdża z rodziną do USA, czy gdzieś.. Równie daleko. Mało co się nie popłakałem z nerwów ale nic mu o NAS nie powiedziałem...Poszliśmy razem na lody, a po pożegnaniu wróciłem do domu. Od razu przy wejściu rozebrałem się całkowicie i wskoczyłem do ciepłej wody w wannie, do której wcześniej nalałem duuużo wody. Czekałem już tylko na mojego ukochanego. Gdy przyszedł, wykąpaliśmy się razem. Wyszliśmy, kochaliśmy się do późna, a potem spędziliśmy ze sobą najlepsze w moim życiu wakacje. 


KONIEC.